25lecie Middelaldercentret Nykøbing Falster

Reprezentacja Węży, w postaci trzech dzielnych Wężyc w towarzystwie dowództwa chorągwi Siemowita, przebyła 1000 km by znaleźć się w Nykøbing na wyspie Falster, gdzie odbywała się wspaniała rocznica dwudziestopięciolecia Muzeum żywej historii i archeologii eksperymentalnej. Brzmi to może szumnie, ale na owo muzeum składa się niesamowita wioska Sundkøbing, zbudowana na zasadzie skansenu i przyciągająca rekonstruktorów z całej Europy. Z okazji ćwierćwiecza działalności, obsługa wraz z Projektem 14 zorganizowali niepowtarzalny event, w którym udział wzięło około 200 osób, a wśród nich my!

Po wielu godzinach spędzonych na szyciu, wiezione poprzez niekończące się kilometry niemieckich autostrad przez niestrudzonego Grzesia, Wężyce dotarły na prom w Puttgarden. Pozostawiając na niemieckim brzegu ścigającą ich burzę, przeprawili się przez Bałtyk do Danii. Po drodze okazało się, że w głębi morza nie ma nic innego, czego nie byłoby widać z plaży, a Dania to płaski kraj.

 

W średniowiecznej wiosce w Nykøbing zamieszkaliśmy w domku cieśli. Domek nie był może największy, ale przeuroczy i bardzo przytulny, do tego z własnym ogrodem. W głównej izbie znajdowało się palenisko i stół z ławami, sprzyjające gotowaniu, przed drzwiami do ogrodu rosło oregano, a z okolicznych drzew zlatywały kury.

 

Duńską pogodę najlepiej można podsumować tytułem bollywoodzkiego hitu „Czasem słońce, czasem deszcz”. Nie przeszkadzało nam to jednak, bo w średniowiecznej chacie krytej strzechą mieszka się bardzo dobrze i nic nie przecieka. Budzeni przez dumne ze swej roli koguty, dni spędzaliśmy na gotowaniu wspaniałych posiłków pod dyrygującą łyżką Beaty, wędrowaniu po okolicy i poznawaniu nowych twarzy. Trwające do rana wieczory zaś spędzaliśmy w portowej tawernie, integrując się, popijając to i owo, grając w Alquerque i Filomenę.

 

Nasza reprezentacja miała też po raz pierwszy do czynienia ze średniowiecznym larpem w praktyce. Otóż, do wioski przybyło tylu gości, że rozpętała się trwająca kilka dni intryga, zapoczątkowana morderstwem w podejrzanych okolicznościach. Gdy Wielki Inkwizytor już chciał skazać na śmierć oskarżoną o czary karczmarkę, ocaliliśmy ją błagając o próbę z Biblią. Potem zaś rozpoczęliśmy mrówczą działalność śledczą, usiłując jakoś wytłumaczyć wszystkie przedziwne zdarzenia.

 

Przez cztery i pół dnia wydarzyło się tyle, że trudno to wszystko opisać. Polacy krwawo starli się z Włochami na schodach Domu Kupca, na placu przy studni doszło do kolejnych morderstw, a przy naszym palenisku kura zniosła jajko. Zakochaliśmy się w dźwięku wystrzałów z trebuczeta, po raz pierwszy oglądaliśmy jousting bez ani jednego turysty i odkryliśmy w lesie polankę pełną elfów, wampirów i wilkołaków.

 

A przede wszystkim, poznaliśmy mnóstwo wspaniałych ludzi. „Zakonna” zielarka codziennie obdarzała nas ziołami do obiadu i amuletami, a także pokazała nam w swym ogrodzie wspaniały zbiór trucizn wszelkiej maści. Grześ przystąpił do terminu u cieśli Bena. Zaprzyjaźniliśmy się z wikingiem słowiańskiego pochodzenia, który nauczył nas nowej piosenki. Wypiliśmy kilka dzbanów czeskiego piwa, a Włosi zarazili nas nową karczemną grą. Zamieniliśmy nawet parę słów z zabunkrowanymi na najdalszym cyplu Szwedami, z kolei Duńczycy nauczyli nas, jak przyrządzić barana w piecu ziemnym. Nawet 1000 km od domu natknęliśmy się też na Smoczą Kompanię, bo przecież Smoki i Węże to jedna gadzina.

 

Podsumowując? Jeśli ktoś nie był jeszcze w Nykøbing, to niech w tej chwili pakuje szpej i wyrusza w drogę, bo klimatu tej wioski nic nie jest w stanie opisać. A kto nie był na 25leciu, niech żałuje, bo taka impreza się nie powtórzy. Wielkie brawa dla Projektu 14 za organizację, a w szczególności dla Maliny, która była mózgiem operacji. Obsługa centrum muzealnego też stanęła na wysokości zadania, chyba na żadnym turnieju nie zapewniono uczestnikom aż tyle jedzenia. Te wygodne prysznice będziemy z łezką w oku wspominać na Grunwaldzie. Nieco zawiodła nas forma uczty, ale pozwolił nam o niej zapomnieć widok wzlatujących w niebo języków ognia za kulą trebuczeta, oraz to niepowtarzalne WOOOOOOSH, którego nie przebije żaden pokaz fajerwerków.

Share

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *